niedziela, 22 maja 2016

PROFILAKTYKA

W każdej przychodni, czy to państwowej czy prywatnej ze ścian biją w oczy napisy o profilaktyce zdrowia. Badaj się regularnie, chorobom można zapobiec, lepiej zapobiegać niż leczyć, i tak dalej...
Pytam po co to wszystko?? Po co denerwować ludzi?
Szlag może trafić jak się czyta takie teksty. Dostanie się do lekarza specjalisty w tym kraju graniczy z cudem, więc po co pouczające artykuły i plakaty o profilaktyce, wiedzy na temat zdrowia, itp. Co z tego, że ja mam świadomość zagrażających mi chorób, jak najpierw musiałabym pokonać opór lekarza pierwszego kontaktu w wypisaniu skierowania (najczęściej uważa, że nie jest potrzebne, bo albo nic się nie dzieje, albo przepisze sam leki), a potem musiałabym poczekać parę miesięcy na wizytę u specjalisty. Jeżeli otrzymam skierowanie na początku roku - pół biedy, może około połowy roku dostanę się, natomiast jeżeli zachoruję w połowie roku - usłyszę: proszę dzwonić w przyszłym roku, na ten rok limity wyczerpane.

Jak można mówić o profilaktyce w świetle terminów i oszczędności w służbie zdrowia. Oszczędności już przeczą leczeniu, a tu się mówi jeszcze o redukcjach łóżek w szpitalach. Jakie perspektywy ma pacjent z zaćmą, jaskrą, czy innymi schorzeniami, kiedy na zabiegi i operacje czeka się po kilka lat?!
O profilaktyce zapomnijmy, bo nawet ze stwierdzoną chorobą leczyć się nie można. Czy ta zaćma poczeka kilka lat i nie będzie postępować??? Podejrzewam, że nie będzie tak łaskawa. 

W takim systemie leczenia można zachorować na wszystko, a najszybciej na nerwicę i wściekliznę! Niech więc nie pouczają nas o profilaktyce, dbaniu o siebie, bo żeby się w tym kraju leczyć trzeba mieć pieniądze na prywatną służbę zdrowia. ZUS z nas tak skutecznie wyssał wszystkie pieniądze na składki, że teraz można tylko państwowo leczyć się na katar. Oczywiście pod warunkiem, że się dostanie numerek do lekarza...


wtorek, 10 maja 2016

WIARA DLA BOGATYCH

Wierzyć każdy może, i bogaty i biedny. Gorzej już jest z czynnym uczestniczeniem w życiu religijnym. Tu biedni są na straconej pozycji. Bo wiara kosztuje i to nie mało.
Począwszy od chrztu, poprzez komunię, ślub aż do pogrzebu. Niby co łaska, ale nie mniej niż...To tak delikatniej, bo gdzie indziej oficjalnie "stoi" napisane co za ile. Zniżek, rabatów i promocji tu nie ma. Twardy handel bez licytacji. Sprzedać i kupić można wszystko: wizerunki świętych, symbole religijne, pamiątki, wszelkie dewocjonalia, a nawet relikwie. Ale to nie wszystko. Można też kupić modlitwę. Nie wiadomo co tu kosztuje, czy czas, czy jakość, czy skuteczność?? W każdym razie drogo. Klientów nie brakuje, bo wiadomo, rotacja duża, zawsze się ktoś rodzi, przyjmuje komunię, bierze ślub, wreszcie umiera. Jednak z końcem życia zarobek się nie kończy. Jeszcze jest okazja pomodlić się za duszę, a to można i w rocznicę urodzin i w rocznicę śmierci - pierwszą, drugą, piątą i dziesiątą. W międzyczasie jeszcze grosik do grosika - zbierane codziennie, ze szczególną obfitością w niedziele i święta. Cele są zawsze szczytne, poruszające serce: a to organy, a to ogrzewanie, a to kapiący dach, a to biedni, a to misje, a to dzieci, a to szereg innych niezbędnych potrzeb.
Niektóre serca już stwardniały, ale tych miękkich jest jeszcze wystarczająca ilość, aby kościół nie popadł w biedę. Zresztą państwo nie pozwoli. Jak nie zapłacimy dobrowolnie, to z przymusu.

Czy powstała jakaś druga wersja Biblii, o której nie wiemy??? W tej właściwej jakoś ciężko się doszukać wskazówek majątkowych, inwestorskich i biznesowych. A jednak wszystko zmierza do tego, aby kościół był bogaty. I tu chyba nastąpiła pomyłka w interpretacji. Panu Bogu chodziło o bogactwo w wartości, a ludziom o bogactwo materialne. Ot, mała różnica. Myślę, że dzisiejsi Apostołowie spokojnie mogliby występować w roli doradców ekonomicznych i finansowych. Może nie wszyscy, ale wielu może zaimponować sposobem na życie i jego dobrą jakość. Zapobiegliwi, potrafią obracać pieniędzmi, dobrze się czują na rynku nieruchomości i łatwo pozyskują sponsorów. Niejeden biznesmen mógłby się wielu rzeczy nauczyć. No, ale to wszystko pochłania dużo czasu. A tu jeszcze przydałoby się go trochę wykrzesać na modlitwę, przemówić do ludu, dać trochę wskazówek niekoniecznie ekonomicznych. Udało się jednak połączyć przyjemne z pożytecznym, czyli pracę z zarabianiem. I na tym polega fenomen dzisiejszej wiary i religii. Z jednej strony teoria: bezinteresowność, pomoc, wsparcie, wartości duchowe, dobre przykłady, jednym słowem - BYĆ, z drugiej - praktyka: przeciwieństwo teorii, czyli - MIEĆ. Hulaj dusza! Chciałoby się powiedzieć "piekła nie ma", ale o tym się przekonamy za czas jakiś. Coś mi się wydaje, że będzie ono przepełnione...


KONFRONTACJA RELIGII Z ŻYCIEM

Duszpasterstwo, jak sama nazwa wskazuje powinno nam się kojarzyć z pasterzami dusz, czyli następcami Apostołów.


Duszyczki, czyli my - wierni - mamy żyć, postępować według nauki obecnych Apostołów, czyli kapłanów. I tu zaczyna się rozłam. Nauka sobie, postępowanie sobie. Może lepiej, że nie wszyscy postępują na wzór księży. Zdecydowanie lepiej postępować według ich nauki. Tu przynajmniej teoria zgadza się z nauczaniem Chrystusa, aczkolwiek wiele elementów dzisiejszej religii zostało skomercjalizowanych i poddanych "obróbce" człowieka, chociażby tym człowiekiem był nawet biskup. Wydawać by się mogło, że bezdroża, na które zeszła obecna wersja religii, nie są tym kierunkiem, o którym naucza Biblia. Religia kultywuje jakieś wartości. Tylko jakie? Gdyby dzisiaj religię chciał zgłębić ktoś, kto nie zna jej źródła, przeszłości, pochodzenia świata i człowieka, jest tylko TU i TERAZ, to jakie odniósłby wrażenie o katolikach? Chyba nie potrafiłby się rozeznać o co w tym wszystkim chodzi. Chyba nie potrafiłby wskazać katolika wśród tłumu ludzi, biorąc pod uwagę tylko jego postępowanie. Wielu wybiera z dekalogu tylko te zasady, które mu pasują i nie kolidują z własnym życiem. No, ale to nie przeszkadza mu mianować się katolikiem.
Przyjaźń z Bogiem zakończył na Komunii Św., no ale to jeszcze rodzice sterowali życiem, więc własnych wyborów się nie wykonywało. Potem był ślub. Ale trzeba było się cofnąć i przyjąć Bierzmowanie. No i oczywiście spowiedź. Ślub kościelny, bo jakoś tak wypada, zresztą rodzina nalega. Potem chrzest dziecka. No jak to, bez chrztu?! Komunia. Wszystkie dzieci idą, więc siłą rozpędu trzeba posłać też. Po drodze święta, no to w niedzielę palmową do kościoła i jeszcze z koszyczkiem pełnym jajeczek. Potem pasterka. Nie zawsze na trzeźwo, ale iść trzeba. Jakiś pogrzeb w rodzinie. Gdzie załatwić? No przecież trzeba iść do księdza. Z potrzeby ducha, czy tradycji? I tak się toczy religijne życie katolika.

poniedziałek, 9 maja 2016

POZOWANIE NA ŚCIANKACH

"W show biznesie nie trzeba posiadać żadnego talentu, aby ciągle być w centrum uwagi" - taka jest prawda, smutna prawda.





Kiedyś byli aktorzy, piosenkarze, itd...., dzisiaj dołączyli do nich celebryci, czyli osoby znane z ...czegokolwiek. Przykrótka spódnica, przydługi dekolt, droga torebka, oczko w pończosze i już jest powód do "zaistnienia". Niewielu pozostało znanych i mniej znanych , którzy taki sposób kreowania wizerunku uważają za żenujący.


Aktor może być celebrytą, ale już celebryta aktorem niekoniecznie, aczkolwiek wielu może się za takich uważać.

Dobrzy aktorzy nie muszą "bywać", ani robić wokół siebie szumu. Po prostu grają na tyle dobrze, że są doceniani i zauważani. Pozowanie i pokazywanie się to próba wybicia na siłę, często żałosna. Dlaczego starsze pokolenie aktorów, również tych, którzy już nie żyją, nie bywali na ściankach, ani nie ośmieszali się w inny sposób, a jednak do dzisiaj się o nich pamięta i wspomina jako wybitnych.
Twarze były i są kojarzone z filmem, sztuką, a nie z bankiem, firmą ubezpieczeniową, czy dealerem samochodowym.
Być za wszelką cenę???


POPRAWIANIE PIĘKNA

Nie to ładne co ładne, ale to co się komu podoba. Obsesja poprawiania urody to domena bogatych i pustych. Kiedyś z pomocy skalpela korzystały osoby skrzywdzone przez los i naprawdę wymagające operacji, często z powodów zdrowotnych. Teraz - krzywe ucho, proszę bardzo - jutro już poprawione. Ile osób robi sobie tym krzywdę  i wygląda groteskowo, to już nieważne. Kliniki "piękna" zacierają rączki i liczą zyski.

Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że niejednokrotnie po zabiegach plastycznych ofiara piękna wygląda gorzej niż przed. Jeżeli nawet chwilowo zmiana rysów twarzy posłużyła urodzie, to za kilka, kilkanaście lat te manewry nie wychodzą na dobre. Nie będę tu wymieniać znanych osób, będących żywym przykładem efektów powiększania lub pomniejszania poszczególnych elementów - strach się bać!


Natury się nie oszuka, człowiek nie młodnieje z upływem lat, ale trzeba umieć starzeć się z godnością. I na to też jest kilka przykładów, jak panie omijały z daleka wszelkich czarodziejów i teraz wyglądają po prostu normalnie. Nikt się nie dziwi, jeżeli w wieku kilkudziesięciu lat jest się posiadaczem zmarszczek, ale są one na swoim miejscu, proporcjonalne i pasujące do typu urody. Odpowiednia pielęgnacja skóry zrobi więcej dobrego, niż upiększanie się na siłę i przyodziewanie teatralnej maski, bo tak niejednokrotnie wygląda "zrobiona" twarz. 


No cóż, na głupotę nie ma lekarstwa. Prawdziwe piękno jest wewnątrz człowieka i emanuje na otoczenie.

niedziela, 8 maja 2016

CZOSNEK

Czosnek - takie pospolite warzywo(?), przyprawa (?), a może jedno i drugie. Pospolite, popularne, ale bardzo pożyteczne - i w kuchni i w apteczce. Wiadomo, że dodaje smaku i aromatu różnym potrawom, a jednocześnie doskonale leczy, wspomaga odporność. Nie ma chyba szczególnych trudności z jego uprawą, a więc i zakupem.
Jednak najwidoczniej konsumpcja czosnku niewiarygodnie wzrosła, jeżeli rodzime rolnictwo nie radzi sobie z uprawami i nie nadąża za popytem.
Ale jak zwykle na wysokości zadania stanęli nasi partnerzy z Chin i przyszli z odsieczą. Już nie będziemy cierpieć na niedostatek czosnku, bo mamy wszechobecny chiński! Piękny, biały, dorodny. I tańszy! To znaczy nie wszędzie, bo przecież mamy zaradnych przedsiębiorców, którzy wiedzą jak zarobić, a dlaczego nie skorzystać z okazji i nie zrównać cen z polskim, jak zarobek ciśnie się sam w ręce? O cenie więc nie dyskutujmy. Za to podyskutujmy o jakości. Chiński rywal może mieć bogate wnętrze: antybiotyki, grzyby, toksyny, chemikalia, metale ciężkie, promienie jonizujące i kto wie, co tam jeszcze. Nawet Sanepid tego nie wie. Ale obiecał, że się dowie.... jak klient zgłosi uzasadnione poważne obawy i dostarczy winowajcę z dowodem zakupu. Uzasadnione? Poważne? Poważne, to chyba choroba. A uzasadnione, czyli potwierdzone... Już wiem! Musi udowodnić, że zatruł się czosnkiem! I to jeszcze TYM konkretnie, który mu towarzyszy do badania. Oby tylko miał jeszcze jeden ząbek, bo jeżeli zjadł ostatni, to już nigdy niczego nie udowodni. A, i jeszcze paragon! Czyli rozumując od końca, zawsze należy zachować paragon, dopóki nie zużyje się czosnku do ostatniego ząbka, no i nie zjadać całej główki, zawsze zostawić przynajmniej jeden ząbek, bo może się przydać do badania.


Wszędzie nas ostrzegają, trąbią, że chiński czosnek może być bezwartościowy. Mało tego, wręcz szkodliwy! Nie ma żadnego aromatu, smaku, ani właściwości leczniczych.


Niech przestaną ostrzegać, tylko wprowadzą zakaz importu! Mamy wystarczającą ilość czosnku w kraju, jest zdrowy, wartościowy, więc po co sprowadzać szkodliwy z Chin???!! Czy w tym kraju muszą być granice otwarte dla wszystkiego i wszystkich? Jak można tak szkodzić rodzimej produkcji? Wszystkie kraje promują swoje wyroby, dopiero jak zabraknie, to importują, a u nas pada polska produkcja a rynek zalewa g.... z całego świata!

sobota, 7 maja 2016

SZTUKA DLA SZTUKI....czyli skierowania do lekarzy

Jedną z kolejnych błyskotliwych zmian w służbie zdrowia jest wprowadzony w 2015 r. obowiązek posiadania skierowania do okulisty i dermatologa. Pomimo wielkiej chęci zrozumienia uzasadnienia tego przepisu jakoś nie mogę się doszukać rozsądnych argumentów. W ogóle nie mogę się doszukać żadnych argumentów.

Należałoby się zastanowić jaki był cel wprowadzenia tych skierowań, bo, że na rzekome skrócenie kolejek nawet przedszkolak nie da się nabrać (a taki właśnie był rzekomo cel tego pomysłu). Jeżeli pacjent samodzielnie ma decydować np. o wizycie do onkologa, która (jeszcze) jest bez skierowania, to dlaczego w przypadku okulisty lub dermatologa musi o tym zadecydować lekarz POZ?? Kwalifikacja do leczenia onkologicznego jest bardziej skomplikowana niż np. zaobserwowanie u siebie problemu dermatologicznego lub okulistycznego, a jednak pacjent nawet z prostym objawem, przykładowo wymagającym krótkiej terapii kroplami do oczu musi odwiedzić dwóch lekarzy i odczekać odpowiedni czas aż się dostanie do właściwego specjalisty. Jeżeli będzie miał szczęście w nieszczęściu i zachoruje w I połowie roku, bo w drugiej choroba może już "nie mieścić się w limitach".
Zastanawiające jest, w jaki sposób lekarz POZ może pomóc pacjentowi, który skarży się na problemy ze wzrokiem. Począwszy od drobnej dolegliwości, a skończywszy na poważnych schorzeniach - badania okulistyczne wymagają odpowiedniej aparatury, chociażby tablic Snellena, które raczej nie zdobią ścian gabinetu internistycznego. Nie da się więc w żaden sposób wytłumaczyć, że internista może w jakikolwiek sposób rozpoznać chorobę oczu i zastosować odpowiednią terapię. A jeżeli nie może, to kieruje pacjenta do lekarza specjalisty. A jeżeli kieruje pacjenta do okulisty, to jego rola w tym wypadku ogranicza się do wypisania skierowania. A jeżeli jego rola ogranicza się do wypisania skierowania, to DLACZEGO PACJENT W OGÓLE MUSI NAJPIERW ODBYĆ TĘ WIZYTĘ, ZAMIAST SAM WE WŁASNYM ZAKRESIE UDAĆ SIĘ DO OKULISTY - tak jak to miało miejsce do roku 2015, kiedy to ktoś wspaniałomyślnie postanowił ulepszyć służbę zdrowia i "ułatwić" życie pacjentom???!!!
 
Nietrudno wyobrazić sobie, ile będzie więc wizyt lekarskich u lekarza internisty tylko po jeden papierek. A w tym czasie osoba z chorobą internistyczną może się nie dostać do tego lekarza, bo już nie dostanie "numerka".
Jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. I tu też wszystko się do tego sprowadza. Wiadomo - każda wizyta to kasa z Funduszu, lekarze żądają podwyżek, a więc ... niech każdy sobie dopowie resztę.


środa, 4 maja 2016

TELEWIZJA

Jakimi kryteriami kierują się osoby, układające programy telewizyjne?? Czy w ogóle biorą pod uwagę odbiorców, czy jest to jedynie podyktowane komercyjnym podejściem do tematu. Przeglądając pozycje, zarówno w telewizji publicznej, jak i prywatnych, ma się nieodparte wrażenie, że potrzeby widzów to ostatnia rzecz, jaką ma się na względzie. Ciekawe programy i filmy są emitowane po godzinie 22, często o 24. Pytam się dla kogo?? Nie wszyscy widzowie mogą prowadzić życie nocne, niektórzy mimo wszystko, mają pracę i muszą kilka godzin przeznaczyć na sen. To samo dzieje się z filmami i programami, które mają znaczenie wychowawcze i naukowe dla młodzieży. Natomiast w godzinach wcześniejszych mamy pełny wybór beznadziejnych amerykańskich komedyjek, które decydowanie można sobie darować. Na innych programach królują wszelkiej maści "show". Wyboru brak. Inną kwestią, równie dokuczliwą, jest KOMPLETNY BRAK oferty programowej od czerwca do września. Większość seriali, filmów zostaje zawieszona, przerwana z powodu przerwy wakacyjnej, a widzowie są katowani ciągłymi powtórkami wszystkiego. Nie jest istotne, że oglądali to miesiąc, dwa temu, muszą obejrzeć znowu. Na dobrą sprawę na 3 - 4 miesiące można by spokojnie zawiesić płacenie abonamentu, gdyż telewizor jest bezużyteczny. Ile by się nie płaciło tej telewizji, zarówno państwowej jak i prywatnej, to i tak nie ma nic do oglądania. Mamy do wyboru od kilkunastu do kilkudziesięciu programów - w zależności od abonamentu - a wybierać nie ma w czym. Jedynie urodzaj na reklamy trwa cały rok z nasilającym się natężeniem.Niedługo ilość programów zrówna się z ilością reklam, na zmianę z elokwentnymi wypowiedziami  polityków. Pozostanie więc całkowicie zrezygnować z tej formy spędzania wolnego czasu. Może to zresztą i lepiej, a na pewno zdrowiej dla stanu ciała i umysłu.


wtorek, 3 maja 2016

WZORCE, IDEAŁY...

Są funkcje i zawody, w których osoby je reprezentujące powinny być kryształowe.  To ludzie, którzy całym sobą mają nam dawać przykład prawidłowego postępowania. I tak - ksiądz, ma być dla ludzi wierzących ideałem, wysłannikiem Boga, którego tu reprezentuje. Ksiądz udziela sakramentów, spowiedzi, rozgrzeszenia i robi to w imieniu Boga. Ma być dla nas wzorem. Tymczasem.... wiemy jak jest. Nie sięgam już głębiej, gdzie kryją się afery pedofilskie, mafijne interesy, dzieci, kochanki, itp., ale nawet to, co widoczne gołym okiem jest wystarczająco rażące. Duchowny ma spełniać posługę, czyli służyć ludziom swoją religijną wiedzą, uprawnieniami i pomocą. Służyć....To co widzimy i słyszymy trudno nazwać posługą. Ksiądz, biskup, zresztą każdej rangi duchowny, powinien być kompletnie oderwany od ziemskich dóbr materialnych. Do sprawowania posługi, do której został powołany, wystarczyłaby przysłowiowa miska strawy, szata i dach nad głową. Dokładnie to, co oferuje życie w klasztorze. Tam jest (mam nadzieję) modlitwa. Tylko modlitwa. Bez rozpraszania się na zewnętrzny świat. Ale to skrajna asceza. Idą tam nieliczni, starannie wybrani. Reszta sprawuje swoje funkcje "na wolności". I ta wolność jak widać, jest pokusą nie do pokonania. Chciałoby się i to, i tamto. A, że jest w zasięgu ręki, to czemu nie? Czemu nie sięgnąć po to, co zakazane? Przecież ksiądz też człowiek i potrzeby ma. Całkiem niemałe. Najbardziej boli to, że hasło "na kościół" otwiera portfele większości starszych ludzi, którzy często odmawiając sobie wszystkiego, wspomagają "biednych" księży. Ludzie ci, z racji wieku, znają jeszcze inny kościół. Ten, który był lata temu - skromny, spełniający swoją rolę. Nie twierdzę, że był wolny od wszystkiego co złe. Na pewno się o tym nie mówiło. I tym ludziom, trudno teraz uwierzyć w to, co się dzieje. Nie dopuszczają do siebie myśli, że to się może dziać naprawdę. Jak to? Ksiądz? Nie, na pewno nie. To bzdury. Może gdzieś tam..., ale na pewno nie tutaj.


A fakt, że to właśnie ksiądz, jest podwójnie drastyczny. Dlatego, że czyny niegodne same w sobie są warte potępienia, a już w wydaniu kapłana - podwójnie. Ten, który ma dawać dobry przykład, jest modelowym wzorem jak nie należy postępować. I, żeby było jasne, nie mam na myśli wszystkich, stojących w jednym szeregu. Na pewno są prawdziwe powołania, nie skażone ziemskim bytem i jego dobrami. Wolne od zła, pokus i wszystkich przyziemnych uciech. Ale to powinno być normalne, więc o tym nie mówię. Znęcam się nad tą drugą częścią, która w tej sekundzie powinna opuścić stan duchowny i znaleźć się tam, gdzie swoim postępowaniem już dawno jest.

Zejdźmy na razie z księży i zajmijmy się innymi, którzy adekwatnie do swoich zawodów i funkcji, mają określoną rolę w społeczeństwie do spełnienia. Przeciętny "Iksiński" gdzieś tam pracuje (lub nie), obraca się w jakimś towarzystwie i tam go osądzą. Dla reszty świata jest anonimowy. Ot, jeszcze jeden człowiek.
Ale już lekarz, czy prokurator nie jest taką postacią samą dla siebie. Jak prokurator może osądzać innych, jeżeli sam powinien zostać osądzony?! Ostatnio sporo się słyszy o prowadzeniu samochodu pod wpływem alkoholu. Brawo! Nie dość, że czyn karalny, to jeszcze przez kogo popełniony? Czy tenże sprawca podzieli los swoich dotychczasowych "ofiar"? Pozostawiam to bez odpowiedzi.

Lekarz. Dużo tu mówi kodeks etyki lekarskiej. Wzniosłe słowa, mniej wzniosłe czyny. Nie osądzam wszystkich. Jak w przypadku, o którym mowa wyżej - na pewno są ideały. Z prawdziwego powołania do niesienia pomocy innym. Bezinteresownej pomocy. Ooo, to już gorzej. Tak po prostu? Bezinteresownie?
Za "dziękuję"?! I znowu jak wyżej - wyjątkowo karygodne jest żerowanie na ludzkiej krzywdzie. W tym wypadku - chorobie. Człowiek jest gotowy na wiele, niektórzy nawet na wszystko, byle tylko być zdrowym. Byle tylko operacja się udała. Ale czy może się udać, jak będę którymś z kolei, seryjnym pacjentem? Lepiej jednak wbić się doktorowi w pamięć, bo przecież wtedy lepiej nas pokroi i pozszywa. I się wbijamy. Głębiej lub płycej - w zależności od własnych możliwości.
I znowu sprawa sumienia - jeżeli się je posiada.

niedziela, 1 maja 2016

RELIGIA W SZKOŁACH

Temat trudny i wprowadzający rozłam nawet wśród katolików.
Czy ten przedmiot (czy religię można nazwać przedmiotem?) powinien być nauczany w szkołach?
Zdania są różne. Są argumenty "za" i "przeciw". Ale sięgnijmy wstecz - jak to było kiedyś. Na religię dzieci i młodzież chodziły do kościoła. Były specjalne salki katechetyczne przy parafiach, gdzie w godzinach popołudniowych, raz czy dwa razy w tygodniu były lekcje religii. Dzieci nie były klasyfikowane według szkół, tylko według wieku. Oprócz pożytku z samej tylko nauki religii, była to okazja do spotkania w innym gronie niż własna klasa i szkoła, zawarcia nowych znajomości, a przede wszystkim uczestnictwo w lekcji religii rodziło się z CHĘCI rodziców - w przypadku młodszych dzieci i osobistych CHĘCI - w przypadku dzieci starszych i młodzieży. Koniec nauki religii był uwieńczony świadectwem i sakramentem Bierzmowania.
Czy było w tym coś złego, niewygodnego, czy nagannego, że trzeba było to zmienić??? Komu to przeszkadzało??
 W pewnym momencie (pewnie na skutek chęci wykazania się spektakularnym działaniem którejś z kolei opcji rządzącej) religia znalazła się wśród przedmiotów szkolnych. Może miało to na celu polepszenie statystyk? Ktoś jednak nie pomyślał, że z "niewolnika" nie ma katolika. Wiara jest dobrowolna, jak również wybór religii. Mamy co prawda podobno 90% katolików (czyli te wszystkie zbrodnie, złodziejstwa i inne kryminalne czyny to sprawka tylko 10% ????!!!!!!!!!), ale pozostaje jeszcze część nie-katolików, a więc ateistów i wyznawców innych religii. Ta część również uczęszcza do szkół, ale nie uczestniczy w nauczaniu religii. Oczywiście nie jest to obowiązkowe, ale... Wiara i religia jest osobistą sprawą każdego człowieka. Również młodego człowieka, który chodzi jeszcze do szkoły. Tak jest wychowywany w domu rodzinnym i póki co, deklaruje tę samą przynależność. Jak wiemy, dzieci kierują się własnymi zasadami i kryteriami oceny. Bywają też okrutne wobec "innych" dzieci. A te "inne" dzieci, które np. nie są chrześcijanami, mogą być wytykane palcami jako mniejszość.
Druga sprawa to trudności organizacyjne. Co robią dzieci, które z tych, czy innych powodów nie uczestniczą w lekcji religii? Teoretycznie szkoła ma obowiązek w tym czasie zorganizować "inne zajęcia wychowawcze", cokolwiek to znaczy. Praktycznie nie wygląda to tak różowo. Ma być też  etyka, ale jeżeli uczeń ma uczęszczać i na religię i na etykę (ma takie prawo), to co wtedy?
Do nauki etyki potrzebny jest nauczyciel z odpowiednio ukierunkowaną wiedzą. Same problemy. Jakie korzyści??
I po co to było? Żeby było o czym dyskutować i co zmieniać?
Może niech odpowiedni ludzie na odpowiednich stanowiskach zajmą się sprawami, które należałoby poruszyć, zmienić lub stworzyć. Wiadomo, łatwiej jest coś zmienić niż zrobić od nowa i zaliczyć to jako kolejną stworzoną ustawę czy przepis. Tylko jaki to ma sens? Ani organizacyjny, ani oszczędnościowy, ani żaden inny. Chyba tylko taki, żeby zrobić coś po swojemu i skrytykować wszystko, co było do tej pory.

Nauczanie religii powinno być, bo każde dziecko, które jest wychowywane w rodzinie chrześcijańskiej powinno posiąść taką wiedzę. Co zrobi z tą wiedzą po osiągnięciu pełnoletności, to jego sprawa.
Jednak miejscem nauczania religii powinien pozostać Kościół. Szkoła powinna być miejscem neutralnym, gdzie przedmioty nie kolidują z wyznaniem. Każde z nich ma swoją rolę do spełnienia i niech one idą niezależnym trybem, nie wchodząc sobie w drogę. Kościołów mamy wystarczającą ilość, aby z łatwością do nich dotrzeć, więc ten, kto chce, na pewno znajdzie sposób i czas.

ULOTKI

Są wszędzie. Atakują nas z każdej strony, wciskają nam je w ręce na ulicy, tarzają się przed blokami, leżą w sklepach, na stacjach benzynowych, zaśmiecają skrzynki pocztowe.
Właśnie - skrzynki.
Jeżeli "napastuje" Was znajomy, z którym nie macie ochoty się spotkać, jeżeli ktoś widzi, że nie macie ochoty na rozmowę, a jednak wdziera się w Wasze życie na siłę, jaka jest Wasza reakcja? Odmowa, jedna, druga, trzecia.... A potem? Ucieczka. Ewakuacja. A potem? Wrogość. Jeżeli jeszcze mielibyście kiedyś ochotę na to spotkanie, to na skutek jego namolności całkowicie ta ochota odeszła. Na długo. A może nawet na zawsze.
Przełóżmy tę sytuację na temat jak w tytule. Podmieńmy znajomego na ulotki.
Usługodawcy i sprzedawcy prześcigają się w prezentowaniu swoich usług. Namolnie, do znudzenia, ale wydaje im się, że skutecznie. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie.
Do skrzynek pocztowych już nie chodzi się po listy, tylko po to, żeby opróżnić je ze śmieciowiska, jaki tworzą setki ulotek wpychanych tam w złudnej wierze, że jesteśmy spragnieni zmiany dostawcy internetu, telewizji, a może telefonii komórkowej. Do tego promocja kiełbasy w pobliskim sklepie, niepowtarzalna okazja wymiany okien i jeszcze pyszna pizza 2 za 1. Czy ktokolwiek to czyta? Może co drugą. Albo i to nie.
Ja osobiście ten pęk wrzucam do najbliższego kosza na śmieci, jednym okiem rejestrując tylko czyich usług lub towarów należy zdecydowanie unikać. Dlaczego? Przecież jeżeli reklamowane, to są świetnie. Albo tanie. Albo jedno i drugie. O nie, nie ma tak dobrze. Ani tanie, ani świetne. A jeszcze na dodatek za te tony zmarnowanego papieru klient musi zapłacić. I jeszcze za tych biedaków, którzy latają z ulotkami za nędzne kilka groszy. A ja nie mam ochoty nakręcać ich zysków. Jeżeli będę chciała zmienić usługodawcę, to żadna ulotka mnie do tego nie przekona. Po prostu porównam kilka ofert na rynku i wtedy wybiorę najkorzystniejszą dla mnie. Ze szczególnym wstrętem omijając propozycje natrętnych ulotkodawców. I na pewno znajdę kontakt gdzie trzeba, niekoniecznie posługując się danymi z ulotki.
Może to tylko u mnie wywołuje tak skrajną reakcję, ale z przeprowadzonych rozmów wynika, że takich osób jest więcej.
Można by jeszcze zrozumieć rolę ulotki w przekazie informacji - że jest taka firma, np. nowy sklep, nowy fryzjer, ale jedna, powtarzam JEDNA ulotka w tym temacie. Natomiast otrzymywanie co drugi dzień informacji o promocji telewizji satelitarnej czy kablowej od tego samego dostawcy, to szczególne natręctwo, żeby nie powiedzieć mobbing.

Drugi aspekt tej sprawy to marnotrawstwo papieru, a więc drzew. Ale to już nikogo nie interesuje.
Z jednej strony staramy się być tacy EKO, co nie przeszkadza nam w bezmyślnej działalności niszczycielskiej własnego środowiska.






WALKA O WŁADZĘ

Polityka przyciąga jak magnes. Coraz więcej osób "odkrywa" w sobie nieodpartą chęć działania dla dobra kraju. Po to przecież dążą do zajmowania jak najwyższych stanowisk w państwie, prawda? To znaczy tak nam usiłują to przedstawić. Jak będę prezydentem, premierem, posłem,........., ......., to.......


 
Na mieście coraz to nowe plakaty, z każdej strony padają coraz to bardziej odważne obietnice, a nam jawi się wizja niemalże raju.

Niektórzy w to wierzą i zafascynowani czekają na zmianę ekipy rządzącej. Biegną do skrzynki wyborczej i myślą, że mają w ręku talon na lepsze życie. No, bo przecież "mój kandydat" obiecał, że.......
Czekają więc na wyniki, obgryzając paznokcie, wreszcie na ekranie telewizora pojawiają się zwycięskie procenty, a przed naszymi oczami kolorowe perspektywy niedalekiej przyszłości.
Wybrańcy mają na to trochę inne spojrzenie. Na razie wielka feta i satysfakcja z porażki przeciwników. Na  pracę przyjdzie czas później, dużo później. Teraz siebie i bliskich trzeba dobrze urządzić, wyposażyć we wszystko co niezbędne i zbędne zresztą też, zapewnić dobre warunki (pracy oczywiście) i życia, aby nic nie mąciło spokoju ducha i ciała.

Jeszcze przez kilka chwil pozostaną złudzenia. Dla niektórych oczywiście, bo inni już dawno się z nich wyleczyli. Ale są też tacy, którzy złudzeniami będą żyli zawsze. Niestety. Pewnie są zdrowsi, wszak optymizm i wiara góry przenosi. Pewnie im lepiej, bo przecież kłamstwo powtarzane setki razy, staje się prawdą. Przez różowe okulary świat wygląda ciekawiej.

I tak to się toczy. Od jednych do drugich, Wszystkiemu byli winni tamci, ci muszą tylko naprawiać.



A że nie zdążą? No cóż, czas szybko leci, ale gdyby tak jeszcze pozostać u szczytu, to na pewno tym razem już się wszystko uda. A nawet jeżeli nie, to najważniejsze, że mieli swoje "pięć minut", które dostatnio zapewni całe dalsze życie.



O mnie

Witam serdecznie! Autorka jest kobietą w przedziale wiekowym +18 -100. Niewiele jest sytuacji, gdzie wiek nie ma znaczenia, więc korzystam z tych nielicznych i go nie podaję. Nie będzie powodu do określeń typu "jeszcze młoda i nie zna życia" lub "stara a głupia", itp. Jestem niepokorna, nieprzewidywalna, nie akceptuję bezmyślności, chamstwa, braku kompetencji i wszystkiego, co jest nie takie, jakie powinno być. Walczę o swoje prawa, a przynajmniej usiłuję, gdyż tak naprawdę to niewiele tych praw mamy. ... a więc o tym, co nas spotyka na co dzień, o tym, co nas cieszy i denerwuje, o tym, co można zmienić, a jeżeli nie można to dlaczego. Tematy różne, komentarze wydarzeń, własne obserwacje, sprawy wielkie i małe, oczywiste i trochę mniej oczywiste. Krótko mówiąc - o wszystkim, co mi przyjdzie do głowy. A trochę też o "niczym". Każdy powinien znaleźć tu coś dla siebie - jeżeli nie dzisiaj, to jutro, albo... za 3 dni. Zaglądaj tu więc często. Pamiętaj, że to co piszę, to tylko moje zdanie - ktoś ma inne - proszę bardzo, chętnie je poznam, ale jeszcze chętniej argumenty na jego poparcie. Tu powinny krzyżować się różne myśli, słowa, tematy, opinie.

Ostatnie wpisy