Wszystkie zakupy internetowe, umowy, a nawet zadanie jakiegokolwiek pytania, są uzależnione od "dobrowolnego" podania danych osobowych. Dobrowolne? Dobrowolnie przymusowe, bo jeżeli dobrowolnie nie podamy, to ...nie ma innej opcji. Nie kupimy. No więc podajemy i wyrażamy zgodę na....wszystko. Przetwarzanie, udostępnianie itd. zakres dysponowania naszymi danymi zależy od inwencji twórczej posiadacza. Powinno być przetwarzanie (cokolwiek to znaczy) tylko i wyłącznie dla celów danej operacji. Ale... Co bardziej cwani, przemycają w regulaminie (kto je czyta?!) zgodę na ich udostępnianie podmiotom "współpracującym". No i hulaj dusza, piekła nie ma. Dane sobie dryfują po świecie, bo podmiotów współpracujących jest bez liku, a te podmioty mają przecież też swoje podmioty współpracujące. A więc dane już nie dryfują tylko rozprzestrzeniają się z prędkością światła. To, że ktoś robi na tym interes, jest oczywiste. Ale co jeszcze? Nagle zaczynają się uaktywniać oferty, które nas atakują drzwiami i oknami. Udział w badaniach, kupno dywanów, atrakcyjne ubezpieczenie, konto bankowe.... i tak można by wymieniać bez końca. Dziwimy się skąd znają telefon, mail czy adres. Ano znają, bo dostali od podmiotu współpracującego. Zainteresowani wiedzą co kupujemy, za ile, jakie są nasze preferencje, a wszystko rzekomo po to, aby nam dogodzić i proponować to, co lubimy najbardziej, Usiłujemy więc zapanować nad sytuacją i ogarnąć gdzie i kto. Wypisujemy się z listy mailingowej (ta opcja zaznaczona jest czcionką najmniejszą z najmniejszych, no ale jakoś udało się znaleźć), ale co z tego, jak w międzyczasie znowu zawarliśmy jakąś transakcję i "dobrowolnie" podaliśmy dane. Aby tego uniknąć należałoby nie mieć konta bankowego, komórki, ubezpieczenia, abonamentu, internetu, nic nie kupować, nie korzystać, nie istnieć.
Ciekawostką tu jest fakt, że zanim weszła ustawa o ochronie danych osobowych nikt o nas nic nie wiedział. Można było kupować, zamawiać do woli, na nic "dobrowolnie" się nie zgadzając. I nikt nas nie molestował natrętnymi propozycjami. Nikt danych nie chronił, bo ich po prostu nie miał. Chroniliśmy je sami, nie podając na prawo i lewo.
Teraz mamy ochronę, która chroni chyba tylko interesy posiadacza naszych danych. Znają je wszyscy i przekazują dalej. Zgodę wyraziliśmy raz, a nagle okazuje się, że wgląd w nie posiada sto podmiotów. I wszystko legalnie! Równie dobrze moglibyśmy wywiesić plakaty z naszymi danymi i je po prostu upublicznić. Macie, korzystajcie, zgadzamy się na wszystko! Dobrowolnie oczywiście!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz