Temat trudny i wprowadzający rozłam nawet wśród katolików.
Czy ten przedmiot (czy religię można nazwać przedmiotem?) powinien być nauczany w szkołach?
Zdania są różne. Są argumenty "za" i "przeciw". Ale sięgnijmy wstecz - jak to było kiedyś. Na religię dzieci i młodzież chodziły do kościoła. Były specjalne salki katechetyczne przy parafiach, gdzie w godzinach popołudniowych, raz czy dwa razy w tygodniu były lekcje religii. Dzieci nie były klasyfikowane według szkół, tylko według wieku. Oprócz pożytku z samej tylko nauki religii, była to okazja do spotkania w innym gronie niż własna klasa i szkoła, zawarcia nowych znajomości, a przede wszystkim uczestnictwo w lekcji religii rodziło się z CHĘCI rodziców - w przypadku młodszych dzieci i osobistych CHĘCI - w przypadku dzieci starszych i młodzieży. Koniec nauki religii był uwieńczony świadectwem i sakramentem Bierzmowania.
Czy było w tym coś złego, niewygodnego, czy nagannego, że trzeba było to zmienić??? Komu to przeszkadzało??
W pewnym momencie (pewnie na skutek chęci wykazania się spektakularnym działaniem którejś z kolei opcji rządzącej) religia znalazła się wśród przedmiotów szkolnych. Może miało to na celu polepszenie statystyk? Ktoś jednak nie pomyślał, że z "niewolnika" nie ma katolika. Wiara jest dobrowolna, jak również wybór religii. Mamy co prawda podobno 90% katolików (czyli te wszystkie zbrodnie, złodziejstwa i inne kryminalne czyny to sprawka tylko 10% ????!!!!!!!!!), ale pozostaje jeszcze część nie-katolików, a więc ateistów i wyznawców innych religii. Ta część również uczęszcza do szkół, ale nie uczestniczy w nauczaniu religii. Oczywiście nie jest to obowiązkowe, ale... Wiara i religia jest osobistą sprawą każdego człowieka. Również młodego człowieka, który chodzi jeszcze do szkoły. Tak jest wychowywany w domu rodzinnym i póki co, deklaruje tę samą przynależność. Jak wiemy, dzieci kierują się własnymi zasadami i kryteriami oceny. Bywają też okrutne wobec "innych" dzieci. A te "inne" dzieci, które np. nie są chrześcijanami, mogą być wytykane palcami jako mniejszość.
Druga sprawa to trudności organizacyjne. Co robią dzieci, które z tych, czy innych powodów nie uczestniczą w lekcji religii? Teoretycznie szkoła ma obowiązek w tym czasie zorganizować "inne zajęcia wychowawcze", cokolwiek to znaczy. Praktycznie nie wygląda to tak różowo. Ma być też etyka, ale jeżeli uczeń ma uczęszczać i na religię i na etykę (ma takie prawo), to co wtedy?
Do nauki etyki potrzebny jest nauczyciel z odpowiednio ukierunkowaną wiedzą. Same problemy. Jakie korzyści??
I po co to było? Żeby było o czym dyskutować i co zmieniać?
Może niech odpowiedni ludzie na odpowiednich stanowiskach zajmą się sprawami, które należałoby poruszyć, zmienić lub stworzyć. Wiadomo, łatwiej jest coś zmienić niż zrobić od nowa i zaliczyć to jako kolejną stworzoną ustawę czy przepis. Tylko jaki to ma sens? Ani organizacyjny, ani oszczędnościowy, ani żaden inny. Chyba tylko taki, żeby zrobić coś po swojemu i skrytykować wszystko, co było do tej pory.
Nauczanie religii powinno być, bo każde dziecko, które jest wychowywane w rodzinie chrześcijańskiej powinno posiąść taką wiedzę. Co zrobi z tą wiedzą po osiągnięciu pełnoletności, to jego sprawa.
Jednak miejscem nauczania religii powinien pozostać Kościół. Szkoła powinna być miejscem neutralnym, gdzie przedmioty nie kolidują z wyznaniem. Każde z nich ma swoją rolę do spełnienia i niech one idą niezależnym trybem, nie wchodząc sobie w drogę. Kościołów mamy wystarczającą ilość, aby z łatwością do nich dotrzeć, więc ten, kto chce, na pewno znajdzie sposób i czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz