W każdej przychodni, czy to państwowej czy prywatnej ze ścian biją w oczy napisy o profilaktyce zdrowia. Badaj się regularnie, chorobom można zapobiec, lepiej zapobiegać niż leczyć, i tak dalej...
Pytam po co to wszystko?? Po co denerwować ludzi?
Szlag może trafić jak się czyta takie teksty. Dostanie się do lekarza
specjalisty w tym kraju graniczy z cudem, więc po co pouczające artykuły i plakaty o
profilaktyce, wiedzy na temat zdrowia, itp. Co z tego, że ja mam świadomość zagrażających
mi chorób, jak najpierw musiałabym pokonać opór lekarza pierwszego
kontaktu w wypisaniu skierowania (najczęściej uważa, że nie jest
potrzebne, bo albo nic się nie dzieje, albo przepisze sam leki), a potem
musiałabym poczekać parę miesięcy na wizytę u specjalisty. Jeżeli
otrzymam skierowanie na początku roku - pół biedy, może około połowy
roku dostanę się, natomiast jeżeli zachoruję w połowie roku - usłyszę:
proszę dzwonić w przyszłym roku, na ten rok limity wyczerpane.
Jak można mówić o profilaktyce w świetle terminów i oszczędności w służbie zdrowia. Oszczędności już przeczą leczeniu, a tu się mówi jeszcze o redukcjach łóżek w szpitalach. Jakie perspektywy ma pacjent z zaćmą, jaskrą, czy innymi schorzeniami, kiedy na zabiegi i operacje czeka się po kilka lat?!
O profilaktyce zapomnijmy, bo nawet ze stwierdzoną chorobą leczyć się nie można. Czy ta zaćma poczeka kilka lat i nie będzie postępować??? Podejrzewam, że nie będzie tak łaskawa.
W takim
systemie leczenia można zachorować na wszystko, a najszybciej na nerwicę
i wściekliznę! Niech więc nie pouczają nas o profilaktyce, dbaniu o
siebie, bo żeby się w tym kraju leczyć trzeba mieć pieniądze na prywatną
służbę zdrowia. ZUS z nas tak skutecznie wyssał wszystkie pieniądze na
składki, że teraz można tylko państwowo leczyć się na katar. Oczywiście pod warunkiem, że się dostanie numerek do lekarza...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz